Absolwentka liceum znalazła sobie pracę w sklepie. Aby ją podjąć musiała przedstawić zaświadczenie o niekaralności. Trzydziestoletni kierowca TIR-a znalazł pracę bliżej domu. Nowy pracodawca zażądał zaświadczenia o niekaralności. Pani Sabina samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Znalazła pracę w szkole w charakterze sprzątaczki. Ona również musiała udowodnić swoją niekaralność.

Pan Marcin P. mimo nieciekawej przeszłości (kilka wyroków w zawieszeniu) bez problemu założył firmę obracającą milionami powierzonymi jej przez zwykłych obywateli. Nikt go o zaświadczenie o niekaralności nie pytał...

Nasuwa się proste pytanie: gdzie znajduje się granica między tymi, którzy takowe zaświadczenie MUSZĄ mieć, a tymi, których ta procedura nie dotyczy? Albo inaczej: Ile trzeba mieć kasy albo jakie mieć znajomości, aby z tego obowiązku być zwolnionym? Pytania te adresować można do ministra Gowina. Tylko, czy zechciałby odpowiedzieć?

P.K. ("Gazeta Solidarna" 276/2012)