Pod koniec października, po Dniu Edukacji Narodowej (dawniej - Dniu Nauczyciela) w lokalnej telewizji Orion wystąpił wiceprezydent Częstochowy Przemysław Koperski.

Już na samym wstępie okazało się, że tematem wywiadu ma być właśnie częstochowska oświata. Temat trudny, ale przecież gość to fachowiec od edukacji, która jemu, jako wiceprezydentowi, podlega. Ponieważ sam jestem nauczycielem z długoletnim stażem, z zaciekawieniem zacząłem słuchać, jakby nie było, swojego szefa.

Pytania padały jak wystrzeliwane z karabinu maszynowego. Redaktor nacierał ostro i celnie. Zasypany mnogością poruszanych tematów gość przyjął strategię uniku. Odpowiedzi padały mało konkretne, ale wiele z pytań zostało w ogóle bez odpowiedzi. Z zażenowaniem słuchałem np. na temat zarobków częstochowskich nauczycieli. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że pensji mam ponad 5 tys. zł. Niektórzy złośliwi twierdzą, że Częstochowa jest miastem cudów, ale że aż tak...? Podejrzewam, że takiej kwoty żaden nauczyciel w naszym mieście nigdy nie widział, a pan prezydent, próbując pewnie ukryć swoją niewiedzę, podał "medialne" kwoty, o których słyszy się często w TV i czyta w prasie.

Kolejne pytania pogrążały jeszcze bardziej. Redaktor pytał, a to o rewolucje w oświacie, których dokonywał magistrat, o liczebność klas czy zatrudnianie nauczycieli wspomagających w klasach integracyjnych. Znowu odpowiedzi zaskakiwały i bulwersowały. Jak można było usłyszeć z ust gościa, wszystko w częstochowskiej oświacie dzieje się zgodnie z prawem oświatowym. Okazało się, że pan wiceprezydent nic nie wie o sprawach toczących się w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Gliwicach, gdzie właśnie decyzje dotyczące zarządzania oświatą i ich niezgodność z wspomnianym wyżej prawem zakwestionowała "Solidarność" i nadzór prawny Wojewody Śląskiego. Chyba, że udzielona odpowiedź miała przekonać słuchaczy, że magistrat ma jedynie słuszną wykładnię prawa oświatowego, używaną na potrzeby czynienia pseudooszczędności, a wszyscy pozostali się mylą. 

Dalej było już tylko gorzej. Pan redaktor z uporem zadawał trudne pytania, na które prezydent "od oświaty" nie chciał, jak widać, uczciwie odpowiedzieć. Nie usłyszałem więc, ilu nauczycieli zwolniono w Częstochowie. Temu to akurat się nie dziwię, bo jak tu się przyznać, że część z nich zwolniono, ale wielu też zatrudniono. Znając życie, złośliwy pan redaktor mógłby wówczas zapytać, czy aby tych, co zatrudniono, to wcześniej zwolniono, czy nie znaleźli się skądś spoza "kolejkowej" listy. Zamiast tego prezydent zróżnicował moje środowisko, dzieląc je na "złych" i "dobrych" nauczycieli. Niestety, nie wyjaśnił, co miał na myśli. Którzy nauczyciele są źli, a którzy - dobrzy. Dlatego sam zacząłem kombinować. Czy dobrzy to są ci, którzy zostali zwolnieni i nie wzięli grzecznie odpraw, bo usłyszeli, że nie znajdą w mieście pracy, jakby ona w tym mieście w ogóle była, i ktoś im ją proponował? Czy może ci, którzy teraz znaleźli się na etatach, których wcześniej zlikwidowano, lub na stanowiskach, z których usunięto "złych" nauczycieli?

Zaskoczyło mnie również stwierdzenie, że ci "dobrzy" lepiej zarabiają. Hm... Czyżby okazało się, że tym spoza "kolejki" lepiej się płaci, bo potrafią się przebić w tłumie nieudaczników, którzy nie głosowali na prezydenta "budzącego energię"?

Przyciskany do muru, pod gradem pytań redaktora, wiceprezydent poległ. Przysłowiowym gwoździem okazały się nauczycielskie nagrody. Jak wynikało z odpowiedzi i tu uwidocznił się brak wiedzy gościa na temat, jak i z czyich pieniędzy powstaje fundusz nagród, mimo iż szumnie nazywa się je Nagrodami Miasta Częstochowy, a dawniej - Prezydenta Miasta.

Kiedy wywiad zakończył się ,zrobiło mi się smutno. Zawsze myślałem, że szefa nie trzeba lubić, ale powinno się go szanować. A jak tu szanować kogoś, kto mija się z prawdą, przemilcza ważne tematy lub nie zna się na tym, czym zarządza, ale ma ambicje, by dokonywać rewolucji, których przyczyna jest dość mętna. Jakby to ktoś powiedział, śmieszno i straszno, tylko czy z edukacji młodzieży zarządzanej przez laików można się śmiać?

Nauczyciel ("Gazeta Solidarna" 278/2012)